No i jest! Nasz pierwszy wpis na blogu! Pierwszy i nie byle jaki:) Bo o deep water solo, którego spróbowaliśmy ( a właściwie to Wojtas) na Cat Ba Island w Ha Long Bay. Mało brakowało, a by się nie udało…najpierw ulewa, potem odpływy, przypływy i te sprawy, a potem zapowiedzi nadejścia cyklonu Sarika zmierzającego do nas z Filipin i całodzienne przygotowania do wichury na wyspie. W końcu cyklon powędrował w stronę Tajwanu, a u nas trochę tylko popadało i w ostatni, piąty dzień na wyspie śmignęliśmy o 7.00 rano sprawdzić o co chodzi z tym deep…
Ale po kolei. Czym jest tak naprawdę jest deep water solo? W skrócie, to określenie rodzaju wspinaczki nad głęboką wodą, która w trakcie skoku służy jako miejsce lądowania:) Bez liny, bez asekuracji, ekspresów czy uprzęży. Potrzebne są jedynie buty wspinaczkowe, magnezja no i oczywiście łódź, która „podwozi” pod skalę. Dla nas to idealne rozwiązanie, bo buty ze sobą akurat wzięliśmy, niestety resztę sprzętu zostawiliśmy w Polsce, bo nam się dźwigać nie chciało. Na miejscu okazało się, że ceny wypożyczenia sprzętu są dość wysokie ( dla przykładu: dzień wypożyczenia samej liny to ok. 25 dolarów,a do tego potrzebne są jeszcze uprzęże itp.).
Wracając jednak do deep water solo, to na Cat Ba Island jest kilka miejsc o nazwie w stylu „Cat Ba Climbing” – czyli miejscówek, gdzie można wykupić pół dniową lub całodniową wyprawę łodzią z instruktorem i kilkoma innymi śmiałkami-turystami. My skorzystaliśmy z oferty Mr. Zoom’a. Szukaliśmy miejscówki do spania i trafiliśmy na hotel pana Zooma, który jak się okazało ma w tym samym miejscu swoje centrum wspinaczkowe wraz z mini ścianką do wspinu! No Wojtas, to był wręcz w niebo wzięty! Jeśli chodzi o ofertę Mr. Zooma, to owy lokals założył sobie centrum wspinaczkowe jakieś 2 lata temu, w którym pracują wspinacze-podrożnicy w zamian za nocleg i jedzenie ( jeśli jesteście zainteresowani taką pracą, to ta miejscówka jest ciekawą opcją!). My poznaliśmy obecnie przebywającego tam przyjaznego Włocha, bojaźliwego i socjopatycznego Hiszpana i wesołego Australijczyka, który to właśnie popłynął z nami na wspin na zatoce. Cały dzień takiej wyprawy z nimi kosztuje 45 dolców za osobę. My popłynęliśmy na pół dnia (bo o 14.00 mieliśmy prom powrotny na ląd) i kosztowało to 30 dolców za osobę. Pół dnia w zupełności wystarczy na pierwszy raz, tym bardziej, że my, ludki z trochę chłodniejszego kraju, nie jesteśmy przyzwyczajeni do wspinu w takiej duchocie. Po drugie wszystko tak naprawdę zależy od kondycji, zaawansowania we wspinaczce, mięśni i od poziomu wody w zatoce (jak jest przypływ, to możemy skakać, jak jest odpływ, to jest niebezpiecznie) .
Robiąc rozeznanie na wyspie natrafiliśmy też na Asia Outdoors – dobrze zorganizowaną firmę, prowadzoną przez Amerykanów. Wyglądają profesjonalnie, są trochę drożsi, ale łatwiej się z nimi dogadać po angielsku. W swojej bazie udostępniają także wydaną przez nich, autorską mapę topo z opisem tras i miejscówek do wspinu na wyspie i na wodzie. Czyli tak naprawdę można ich odwiedzić, zrobić zdjęcia topo i pojechać na wspin samemu (oczywiście jeśli ma się dobrą orientację w terenie w dżungli i wiedzę jak się bezpiecznie wspinać;))
Mają też trochę nowszy sprzęt niż nasz wietnaczykowy lokals Mr.Zoom, no i oczywiście dbają o brand. Nie przetestowaliśmy jednak ich usług , ale natknęliśmy się na zatoce ze organizowaną przez nich wyprawę na deep water solo i nie żałujemy, że wybraliśmy lokalsową firmę. Nas na łodzi było łącznie 6 osób,a ich chyba z 12. Przy takiej liczbie wspinaczy ma się mniej czasu i mniejszą ilość wejść na skałę.
A teraz słów kilka jak to w ogóle wygląda. Otóż wypływamy na zatokę i płyniemy w kierunku wcześniej wybranej skały ( my zaczynaliśmy od dróg 5a- 6b na skale Seaface). Instruktor pokrótce opowiada i pokazuje w jaki sposób bezpiecznie skakać ze skały i zaczyna się! Najpierw podpływamy łodzią pod wybraną drogę na skale. Następnie pierwszy wspinacz wstawia się w drogę, instruktor sprawdza czy aby na pewno ludek się trzyma tej skały i łódź odpływa na bezpieczną odległość, aby po zakończeniu drogi lub wcześniejszemu odpadnięciu ludek mógł skoczyć bezpiecznie do wody, nie uderzając np. o łódź.
W sumie to tyle. Żadnej filozofii większej tu nie ma jeśli się wspinacie chociaż trochę i nie boicie się skakać z 6, 10 czy 18 metrów prosto do wody. Czy polecamy? Jasne, że tak! Za pewne, nie jest to nasz ostatni wpis na blogu o wspinaczce w Azji, bo już mamy namiary na kolejne miejscówki w Kambodży, Laosie czy Tajlandii…
Możliwość komentowania jest wyłączona.